niedziela, 16 grudnia 2012

♥ Brussels, Belgium - part II ♥











 














Kolejnym etapem naszej wycieczki była wizyta w Antwerpii. Jest to miasto w północnej części Belgii, we Flandrii.
Warto wspomnieć, że owo miasto w roku 2011 otrzymało tytuł Europejskiej Stolicy Młodzieży, a niegdyś urodził się i tworzył w niej
znany malarz Peter Paul Rubens. Antwerpia leży nad rzeką Skalda, i jest drugim po Rotterdamie największym w Europie portem morskim. O Antwerpii, jako mieście, słyszano już w VII wieku, choć prawa miejskie uzyskała "dopiero" ok. 500 lat później - w 1291 roku.
Najważniejszym miejscem w Antwerpii jest Rynek Główny - Grote Markt. Znajdują się tu wszystkie najciekawsze obiekty
zabytkowe miasta. Można przy nim zobaczyć tradycyjne wąskie kamieniczki z wysokimi dachami,
malowane na różne pastelowe kolory. Centralne miejsce zajmuje tradycyjnie ratusz -
Studhuis zbudowany z inicjatywy architekta Cornelisa Florisa w XVI wieku.
Jest on uznawany za jeden z najważniejszych zabytków renesansowych nie tylko w Belgii,
ale i w całych Niderlandach. W tle rynku wznosi się jedna z najwyższych na świecie katedra Najświętszej Marii Panny.
Nad samą rzeką można podziwiać XII-wieczną Fortecę Steen, w której dziś mieści się Muzeum Morskie.

Antwerpia to też miasto rozkoszy kulinarnych jak i raj dla piwoszy.
Miasto jest dumne ze swojego własnego browaru piwa Koninck podawane w lokalach zwanych powszechnie "bolleke".
Na uwagę jednak zasługują puby w Antwerpii. Z reguły są to fantastyczne, przytulne i stylizowane wnętrza,
ze specyficznymi dekoracjami, jak na przykład beczki w charakterze stolików czy setki zakurzonych butelek na ścianach
i akcesoria piwowarskie. W pubach można posiedzieć, wypić piwo i posłuchać muzyki, czasami z płyt, czasami na żywo.
Najmocniejszym punktem jest jednak wybór piwa.
W tradycyjnym pubie można go znaleźć nawet 300 gatunków od tradycyjnych chmielowych wyrobów,
po piwka owocowe jasne i ciemne. Często takie puby połączone są z innymi lokalami, serwującymi na przykład ciepłe posiłki.

Antwerpia to jednak nie tylko diamenty. Na uwagę zasługuje także świat mody.
Miasto można z powodzeniem porównać pod tym względem do powszechnie panującego Paryża.
Znajdują się tu specjalne ulice poświęcone wyłącznie tej branży, gdzie na parterze domów ulokowały się znane światowe marki,
a na piętrach ci stawiający pierwsze kroki w ubraniowym biznesie.
Swoje sklepy w Antwerpii mają  choćby słynni Dries van Noten czy Ann Demeulemeester.
Mniejsze butiki, które lubią odwiedzać turyści, znajdują się przy bocznych uliczkach, takich jak Meir,
Kammenstraat czy na Schuttershofstraat. Poszczególne uliczki mają swoją specjalizację.
Na rogu Nationalestraat i Kammenstraat jest  zdumiewający sklep; galanteria skórzana Boon z kolekcją 10 tys. rękawiczek.
Na wystawie wiszą rękawiczki z najlepszych skórek za 425 euro. Jest to unikalny sklepik na skalę Europy.
Poza projektantami mody są tu też liczne pracownie projektantów biżuterii.
Można ich odwiedzić w studiach i złożyć zamówienie na niepowtarzalny pierścionek lub broszkę.




Po wizycie w urokliwej Antwerpii, czekała Nas kolacja w najstarszej i najbardziej ekskluzywnej restauracji Chez Leon.
Jest to miejsce bardzo przyjazne i atrakcyjne dla turystów. Obsługa była wspaniała (nawet nie mówiącego po polsku kelnera moja grupa
nauczyła wymowy słowa "kurczak").
Jako przystawkę zamówiłam sałatkę - bez szału, no cóż... Za to dania główne były pyszne!
Razem z przyjaciółmi usiedliśmy przy 4 osobowym stoliku i każdy zamówił co innego - chcieliśmy wszystkiego spróbować, więc zwyczajnie
- Podzieliliśmy się jedzeniem ;-)
Spróbowałam mięsa po flamandzku, kurczaka z frytkami i sałatką z kiełków oraz Małży! ;-)
Za te ostatnie płaci się tylko raz - a dokładka jest do woli ;-D   


          



            













wtorek, 4 grudnia 2012

Brussels, Belgium ♥ - part . 1

Belgijski piosenkarz rockowy, Arno, ekscytując się wielonarodowością Brukseli,
wyznał, że „Bruksela jest jak dziwka, wszystkich przyjmie”. Problem w tym,
że nikt jej nie chce na dłużej. Wykorzysta i porzuci. Jedzie dalej albo wraca do siebie.
















               

            









            

     

 









B
ruksela
jako "stolica Unii Europejskiej" - od zawsze wydawała mi się brudna, kosmopolityczna,
niepotrzebnie napuszona i pozbawiona uroku. Już pierwszego dnia (właściwie nocy :) szybko
zrozumiałam jak błędne były moje przekonania. Oczywiście przed podróżą dużo czytałam na
temat zwyczajów i dziwactw belgijczyków, jednak prawdą jest porzekadło 'co kraj to obyczaj'
jak mawiali mędrcy.

Zostaliśmy ulokowani w dzielnicy Laeken, w kameralnym trzygwiazdkowym hotelu, ok 15 minut spacerkiem
od centrum. Po otrzymaniu kluczy i sycącej kolacji nasza grupa nie bardzo myślała o odpoczynku
po 17 godzinnej podróży - Wszak krótki to urlop, a pięknych miejsc co nie miara! - więc
poprosiliśmy obsługę o mapę ' i zwiedzanie czas zacząć!'.
Spacer trwał ponad dwie godziny, a w trakcie wstąpiliśmy do baru aby spróbować tradycyjnego
belgijskiego piwa.

Kolejnego dnia czekał na Nas Parlament Europejski, Atomium oraz przepiękna dzielnica Antwerpia.
Przy wejściu do Parlamentu - kontrola jak na lotnisku - telefony wyjąć, włożyć do niebieskiego pojemnika,
przez bramkę przejść, po czym odwiesić okrycia wierzchnie i wreszcie możemy rozpocząć zwiedzanie.
Bardzo spodobał mi się wirtualny przewodnik - na zasadzie audiobooka - który oprowadził Nas po całym Parlamentarium.

Kiedy już wszyscy zwiedzili Parlamentarium, udaliśmy się na spotkanie z europosłem Adamem Bielanem.
Chwila rozmowy dotyczącej zakresu prac PE, zdjęcia pamiątkowe i ... obiad, w stołówce Parlamentarnej. ;-)
Do wyboru do koloru - polecam być odważnym i zamiast tradycyjnego napoju wziąć Jupiler'ka -
pyszne belgijskie piwo, w sam raz do obiadu. ;-)

Ponieważ czasu mieliśmy niewiele, spokojnie mogliśmy tylko zjeść posiłki.

Z Parlamentu wyruszyliśmy zobaczyć sławne Atomium. Monumentalny model kryształu żelaza, powiększony 165 miliardów razy, zlokalizowany w dzielnicy Laeken, na przedmieściach Brukseli. Rzeczywiście budowla poraża swoim ogromem.
Pod Atomium Nasi Chłopcy wstąpili na szybkie piwko, które podał im uroczy czarnoskóry facet,
witając Nas w Polskim języku tradycyjnym 'Cześć'. :)






    









W kolejnym wpisie pokażę Wam fotorelację z Podróży !

Tulę, Emma. :)